Skip to main content

Kubańskie przygody

Nasza kolejna kubańska fotoekpedycja, prowadzona przez Marcina Kydryńskiego i Michała Mrozka, obfitowała w fantastyczne przygody. Od bladego świtu po późny wieczór chłonęliśmy Havanę i Trinidad wszystkimi zmysłami, zapisując wspomnienia w kadrach. Fotografowaliśmy, smakowaliśmy, dyskutowaliśmy, wreszcie – bawiliśmy się! Najlepiej opiszą tę wyprawę słowa jej uczestników w poniższej relacji. Serdecznie dziękujemy Współtowarzyszom podróży za ten piękny czas!

 

Ciągle jeszcze nie mogę uwierzyć, że to zdarzyło się naprawdę i zdarzyło się właśnie mnie – czym ja sobie na to zasłużyłam 😉 parafrazując Almodovara.
Ale stało się – pokochałam  – Kubę, fotografię, Pokochajów. Zawsze stroniłam od wyjazdów grupowych. Tym razem przeczucie podpowiadało mi, że tu chodzi o zupełnie coś innego. I to było zupełnie coś innego. Grupa ludzi różnych życiorysach, ale wspólnej wrażliwości, spotkała się na końcu świata, żeby razem doświadczać, odkrywać, przeżywać, poznawać. Michał i Marcin – nauczyciele i mistrzowie patrzenia na człowieka i otaczającą rzeczywistość nie tylko przez obiektywy aparatów, dostrzegania ulotności chwili – bo przecież „jest raz na zawsze i niekoniecznie w pamięci” powtarzając za Miłoszem. Praktykowanie wdzięczności w niezwykłym miejscu, które albo się pokocha miłością bezwarunkową, albo wcale. Trudna miłość, bo boli – nie da się zamknąć oczu na ubóstwo, niedostatki, własne uprzywilejowanie.
Doświadczyliśmy wiele pięknych chwil, dowiedzieliśmy się dużo o sztuce fotografowania, snuliśmy opowieści o życiu i świecie, tańczyliśmy salsę i oddawaliśmy się magii muzyki przy lampce Daikiri, Mohito czy rumu, spowici (bo na tym polega sztuka, jak nauczał  mistrz Marcin) dymem z cygar, przemierzaliśmy dolinę z plantacjami trzciny cukrowej na grzbietach  rumaków, a ulice Hawany we wspaniałych kabrioletach, pamiętających czasy dawno minione, konsumowaliśmy z dużym upodobaniem homary, enchilady, ryby i krewetki, pławiliśmy się w morzu – ale przecież w końcu nikt tu nie jest dla przyjemności 😉.
Patrzyliśmy też prawdzie w oczy – z miłością, czułością, współczuciem – o tyle łatwiej, że my trochę tej prawdy doświadczyliśmy kiedyś. Wiemy jak to jest, kiedy brakuje wszystkiego.
Dzięki Lili, Michałowi i Marcinowi zebrała się grupa ludzi, tak różnych, a tak wspólnych, którym do siebie blisko. Byliście dla nas i z nami, niezauważalnie mierząc się z wyzwaniami organizacyjnymi. Nieostentacyjna perfekcja. Dzięki Pokochaje, dzięki Marcin.
  -Basia

 

To była moja pierwsza ekspedycja fotograficzna i … jak wiadomo pierwszy raz pozostaje w pamięci na zawsze, i tylko w dobrej pamięci. Niewątpliwie warto było tego doświadczyć, tym bardziej, że i miejsce ma wagę szczególną. To jest ciepłe i bliskie memu sercu wspomnienie. Nie wiedziałam czego się spodziewać, to miała być fotograficzna przygoda, coś nowego. I tak było. Nauczyłam się wielu istotnych rzeczy o kadrowaniu, o posiadaniu zoomu w nogach i poszukiwaniu pierwszoplanowego kota lub choćby odbicia w lustrze;), a także, że warto przykucnąć tu i ówdzie by nabrać innej perspektywy. Ciekawe doświadczenie, dużo rozmów o aspekcie etycznym fotografii. Bezcenne uwagi Michała Mrozka i Marcina Kydryńskiego nt. snucia historii związanej z uchwyconą na fotografii chwilą… – Laura

 

Uczestnictwo w Fotoekspedycji na Kubę pod okiem tak doświadczonych fotografów jak Michał Mrozek i Marcin Kydryński było dla mnie niezwykle inspirujące. Codzienne warsztaty i indywidualne uwagi pozwoliły mi znacznie rozwinąć swoje umiejętności fotograficzne. Hawana i Trinidad to miasta pełne życia i kolorów, a dzięki swobodnej formule wyjazdu mogłam swobodnie eksperymentować i szukać własnych kadrów. Organizacja dzieki niezastąpionej Lili była perfekcyjna, a atmosfera wśród uczestników niezwykle przyjazna. Gorąco polecam ten wyjazd każdemu, kto chce połączyć pasję fotografii z podróżowaniem.- Malwina

 

 Nasza kubańska przygoda na długo zapadnie mi w pamięci – krajobrazy, architektura, światło, pełne kontrastów i życia ulice, muzyka i przede wszystkim cała nasza wspaniała ekipa i cudowna trójka prowadzących. Bardzo Wam dziękuję za dzielenie się fotograficzną wiedzą, porady oraz za dodające skrzydeł pochwały. Dla każdego kto miał okazję ruszyć na fotograficzny spacer z Michałem, wyjście z domu z aparatem już nigdy nie będzie takie samo. Było idealnie! A zważywszy na kraj, w którym byliśmy – to super idealnie !!!
Ogromnie żałuję, iż nasze drogi nie przecięły się wcześniej … tyle dobrego mnie ominęło :)
– Monika

 

Moja Kuba 2025 to kolorowe place i uliczki turystycznej części Hawany podczas Parady 3 Króli i odbicie wyuzdanej, zmysłowej prozy Gutierréza w codziennym życiu szemranej Centro Habana. To zdjęcia i murale Che, Camilo i Fidela dosłownie wszędzie i moje portrety Kubańczyków. To gonitwa z aparatem za dnia i spokojne wieczory w kawiarenkach, to rozśpiewane i roztańczone zmysłowe Kubanki, salsa na każdym placu, tony zjedzonych krewetek i langust, fale Maleconu, rozmowy przy rumie i cygarach. To pęd kolorowych starych aut po Hawanie i tętent końskich kopyt po brukach sennego Trynidadu, to chwila na plaży, kilka wschodów i zachodów słońca. To nade wszystko przejażdżka konna i… cienie.
Mówią, że jak się uczyć to od najlepszych, a jak spaść to z wysokiego konia. Tego upadku i ośmieszenia, jako amator obawiałam się najbardziej.  Zupełnie niepotrzebnie! Uczyłam się każdego dnia od NAJlepszych, bo Michał Mrozek i Marcin Kydryński to profesjonaliści pod każdym względem. W ich uroczym towarzystwie nawet nie wiadomo było kiedy się uczyliśmy, bo…uczyliśmy się nieustannie! Michał nie rozstawał się z aparatem nigdy, nawet na sekundę. Na spacerach przed wschodem słońca i o zachodzie, na wędrówkach po mieście, na koniach i na plaży, podczas wycieczek oldsmobilami, w knajpkach przy „nigdy dość” enchilado de langusta y camarones i wyśmienitych trunkach, wieczorami w jazz-clubach, na murku Maleconu i pod spowitym dymem cygar drzewem w Trynidadzie, gdy grała i gdy cichła muzyka, gdy człowiek rozmawiał, kot spał, a pies szczekał, gdy świnka straciła głowę – Michał nie tracił jej nigdy i zawsze w zasięgu ręki miał aparat. I gotowy temat do zdjęć. Wszędzie WIDZIAŁ potencjalne zdjęcie dnia i podpowiadał jak je zrobić. Obserwowanie go w akcji, podglądanie warsztatu, czytanie z mowy ciała, widok tej pasji i radości dziecka w roześmianych oczach było czystą przyjemnością i doświadczeniem nie do przecenienia.
Marcin, z wrodzoną skromnością, dawkował nam swoją ukochaną Leicę, ale za to nigdy, przenigdy nie szczędził bezcennych fotograficznych rad i nie odmawiał opowieści: o fotografii, o podróżach, o Afryce i reszcie świata, o Kubie i tym, co najbardziej kubańskie, o muzyce wszelakiej, festiwalach, książkach i życiu zwyczajnie i ogólnie. Nie wyobrażam sobie Kuby bez tych długich rozmów z Marcinem przy piwie, różnych w smaku enchiladach i cygarach, bez spacerów po najbardziej szemranej z szemranych dzielnic Hawany, bez jego i Ł. tupania nóżką do taktu kubańskiej muzyki, bez cieni koników i uroku, który roztaczał. Nikt nie opowiada tak jak Marcin! To trzeba sobie dawkować, więc ja zabieram to, co było kubańskie i czekam na kolejną dawkę ;-)
Dzięki doświadczeniu i idealnie zorganizowanej Lili czułam się zaopiekowana, bezpieczna, dopieszczona, wysłuchana i ogarnięta. Lili, kochana, jesteś nie do podrobienia i nie do zastąpienia! Bez Ciebie, Twojej uwagi, empatii i wrażliwości na drugiego człowieka, te wszystkie wyprawy by się po prostu nie mogły udać tak dobrze!
A zatem trzeba wrócić na Kubę! Do zobaczenia! – Joanka

 

fot. Lili Haduch & Michał Mrozek