Parę razy zadano mi pytanie, dlaczego fotografuję. Moja odpowiedź jest bardzo prosta: bo sprawia mi to ogromną przyjemność. I to wszystko. Nie zarabiam na życie fotografią, nie przyświecają mi żadne szlachetne cele. Tylko i wyłącznie czysty hedonizm.
Jestem na początku swojej drogi fotograficznej. Niektóre aspekty techniczne nadal stanowią dla mnie wyzwanie, a nawet zagadkę. Nie mogę jeszcze powiedzieć, że aparat jest dla mnie naturalnym przedłużeniem ręki, czy raczej oka. Powodów jest kilka, ale jednym z najważniejszych jest brak czasu na … trenowanie. Właśnie – trenowanie: ręki, oka, patrzenia i po prostu robienia zdjęć.
Niestety, nie mam zbyt wiele wolnego czasu. Pewnie najłatwiej byłoby machnąć na to ręką, ale, jak zaznaczyłem wcześniej, robienie zdjęć sprawia mi zbyt dużą przyjemność. Postanowiłem więc powalczyć. Zacząłem od zastanowienia się, ile czasu mogę na to poświęcić w ciągu przeciętnego dnia. Pierwsza odpowiedź: nic, bo praca, bo rodzina, bo to, bo tamto. Zła odpowiedź. Drugie podejście: chwilę w samochodzie, gdy stoję w korku, w drodze na spotkania służbowe, czy do sklepu. Zawsze, kiedy wychodzę na zewnątrz, nawet jeśli jest to tylko 10 minut i 100 metrów. Podobno „klatki” są wszędzie, trzeba je tylko dostrzec.
OK, czas znalazłem, tylko co w ten sposób można fotografować? Jasne, że nic skomplikowanego, bo jednak jest za mało czasu. To musiało być coś prostego i konkretnego. Wpadłem na kilka pomysłów, ale jeden naprawdę banalny został mi podpowiedziany. Kolor. Po prostu kolor. Wybrałem czerwony.I tak to się zaczęło.
Po pierwsze: zawsze, ale to zawsze (no może prawie) mam ze sobą aparat. Nieważne, że jestem w garniturze, w drodze na spotkanie służbowe. Aparat jest dla mnie tak samo ważny jak długopis czy wizytówki. Czy ludzie się dziwią? Tak, ale kiedy mówię im, że tylko w ten sposób mogę realizować swoją pasję, najczęściej zaczyna się ciekawa rozmowa. Czasami mam wrażenie, że niektórzy nawet zazdroszczą mi takiego zacięcia i dyscypliny. Po drugie: koncentracja na wszystkim, co czerwone. Zadziwiające, ile czerwonych rzeczy można dostrzec, jeśli człowiek naprawdę skupi się na tym kolorze, nawet przez te kilka minut.
Okazało się, że jest to wspaniałe ćwiczenie na patrzenie i refleks. Mam już całkiem pokaźną kolekcję „czerwonych” zdjęć. Oczywiście w zdecydowanej większości nie są to żadne wyjątkowe klatki, ale nie o to chodzi. Sprawia mi to przyjemność i jest wspaniałym treningiem, który zaprocentuje, kiedy wreszcie uda mi się wyjechać na poważną ekspedycję fotograficzną. Nie pozwala mi to zapomnieć jak używać aparatu, nie pozwala mi zupełnie zardzewieć. Wprawdzie, jeśli chodzi o zdjęcia, jestem zwolennikiem szkoły „im mniej, tym więcej”, ale jeśli chodzi o ćwiczenia, to zdecydowanie opowiadam się po przeciwnej stronie: „im więcej, tym lepiej”. Sprawdziłem na sobie – działa.
Nie wierzę już, że nie można znaleźć czasu na fotografowanie. Teraz czuję się nieswojo nie mając przy sobie aparatu – pewnie jak kobieta, która zapomniała swojej torebki. Prezentowany tutaj wybór zdjęć to właśnie te zrobione z samochodu lub w drodze na spotkanie służbowe.
A więc do dzieła – nadchodzi czas na ekspozycję!
Zobacz więcej w 17 numerze PokochajFotografie.pl, Tekst i zdjęcia: Piotr Kowalski